Artur Rojek to kolejny artysta, który „pokaże” nam swoje miasto. Mysłowice są brzydkie – to słowa mojej koleżanki, wypowiedziane zanim zdążyłem rozpocząć opowieść o mieście, które już na zawsze zapisało się w historii muzyki. To miasto, w którym trzeba mocno wytężać wzrok, żeby dostrzec jego piękno. Jest w tym miejscu zarazem coś fascynującego, że właśnie tutaj pośród tych odrapanych kamienic, krzywych torów i brudnych ulic narodził się jeden z najciekawszych polskich zespołów czyli Myslovitz. I chociaż na sukces kapeli niewątpliwie mieli wpływ wszyscy muzycy, to jednak nie trudno zauważyć, że jeden z nich zawsze był o ten jeden krok do przodu. Mowa oczywiście o Arturze Rojku.
Dzieciństwo na ulicy Bytomskiej
Chciałbym Was zabrać do Mysłowic z ubiegłego stulecia i chociaż w małej części pokazać Wam miejsca związane z artystą. Ośmielę się napisać, że to ważne punkty na mapie jego życia, które zapewne miały wpływ na to, kim jest teraz.
Artur Rojek urodził się w Mysłowicach 6 maja 1972 roku, w Szpitalu nr 1 przy ulicy Mikołowskiej. Szczęśliwe dzieciństwo nie trwało jednak długo. Rodzice artysty rozwiedli się gdy ten miał 1,5 roku. Został sam z matką oraz dziadkami. Ojca nie pamiętał. Spotkał się z nim dopiero przed urodzinami swojego dziecka ponad 30 lat później.
Mieszkali na ulicy Bytomskiej w dzielnicy Piasek. Dziadkowie w mieszkaniu, a on z matką na strychu tej samej kamienicy. Wzdłuż ulicy położone były tory tramwajowe. Artysta w wielu wywiadach wspominał, że przejeżdżający tramwaj wprawiał w ruch całe mieszkanie. Miało tutaj miejsce też wydarzenie, które wbiło się mocno w głowę Rojka. Tuż przy kamienicy, w której mieszkał, tramwaj przejechał człowieka. Na chwilę przed tragedią, ktoś zdążył tylko krzyknąć „Uwaga! Jedzie tramwaj!”. Później nagrana płyta pod szyldem Lenny Valentino nosiła właśnie taki tytuł jak przytoczony wcześniej okrzyk.
Kariera pływacka
Dzień nastoletniego Artura Rojka zaczynał się bardzo wcześnie. Rano, tuż po 6, a jeszcze przed szkołą, musiał być na basenie przy ulicy Świerczyny. Po szkole zresztą też. Mysłowice, a już dzielnica Piasek nie należały do najbogatszych. Dziadek artysty nie chciał, aby jego wnuk został górnikiem. Znalazł więc dla niego zajęcie, które wymagało systematyczności i odciągało od myśli o pracy na kopalni – pływanie. Na „grubie” bywał jednak codziennie, ponieważ basen leżał na jej terenie. Pływanie szło mu na tyle dobrze, że został Mistrzem Polski Juniorów w 1985 roku.
Tuż po porannym treningu szedł na ulicę Gwarków na zajęcia do szkoły sportowej. Ze szkołą (nie tą) jeszcze w swoim życiu się zwiąże, ale o tym za chwilę.
W dzieciństwie Artur Rojek, wolny czas lubił spędzać m.in. na działkach przy ulicy Boliny. Przychodził tutaj do ogródka z babcią i dziadkiem. Podobały mu się własnoręcznie sklecone domki, pomalowane w najbardziej fantazyjny sposób. Wśród nich, ta ulubiona z wymalowanymi postaciami z Disneya. Niestety nie udało mi się jej znaleźć w labiryncie alejek.
Artur Rojek i Myslovitz
Po szkole podstawowej poszedł do I Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki w Mysłowicach przy ulicy Mickiewicza. Można powiedzieć, że to był moment, w którym muzyka wysunęła się na pierwszy plan. Pływanie poszło w odstawkę z bardzo prozaicznego powodu – Rojek przestał rosnąć.
Mysłowice nie były wtedy miejscem, gdzie można było posłuchać muzyki na żywo. Prawie wszyscy jeździli wtedy do Katowic. Głównym ośrodkiem muzycznym, gdzie próby odbywały różne zespoły był ówczesny Miejski Dom Kultury przy Placu Wolności 5. Niespełna wtedy osiemnastoletni artysta przychodził na próby kolegów i tutaj też poznał wszystkich późniejszych członków zespołu Myslovitz. Na początku zespół nosił nazwę The Freshman, ale po kilku rozmowach uznano, że brzmi jak… pasta do zębów. Wtedy też postanowiono rozejrzeć się za nową nazwą. Z pomocą przyszli bracia Kuderscy (basista i perkusista), a raczej stary, kaflowy piec ich sąsiadki, na którym niemiecki napis głosił, że został wyprodukowany w mieście „Myslowitz”. Zamieniono „w” na „v”. Nazwa chwyciła.
Dużą rolę w powstawaniu zespołu odegrał mysłowicki rynek, a raczej pewne zdarzenie. Artur Rojek miał sporą kolekcję płyt winylowych, które przywoziła mu mama z Niemiec. Po zakupie odtwarzacza kompaktowego postanowił sprzedać ich sporą część. Wtedy też skontaktował się z nim niejaki Wojtek Powaga (gitarzysta) celem zakupu płyty Voo Voo „Sno-powiązałka”. Spotkali się na rynku i dokonali transakcji. Spotkanie z pozoru błahe w przyszłości zaowocowało współpracą na całe lata. Przy zakładaniu kapeli, Rojek dowiedział się, że nabywca winylu gra na gitarze. Pierwsze lody były przełamane.
Pierwsze utwory, miłość do płyt i kariera… nauczyciela
Wracając do kompaktów. Niedaleko miejsca zamieszkania, przy ulicy Obrzeżnej Północnej znajduje się giełda samochodowa. Kiedyś nazwa była mniej zobowiązująca i można tam było kupić wszystko. Właśnie tam młody artysta zaopatrywał się w płyty.
Na początku, a nawet tuż po wydaniu pierwszej płyty, mimo pozytywnych recenzji, nie udało się odnieść sukcesu ogólnokrajowego. Grę w zespole muzycy łączyli z pracą. W przypadku Artura Rojka była to posada nauczyciela wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej nr 24 przy ulicy Wielka Skotnica 84a. Obecnie znajduje się tu Gimnazjum nr 1. Jako ciekawostkę napiszę, że w tym czasie Przemek Myszor uczył tam muzyki. Artysta nie wspomina za dobrze tego okresu. Nie umiał się odnaleźć w szkole i nie czuł się za dobrze, gdy słyszał jak uczniowie zamiast ćwiczyć podśpiewywali ich piosenki.
Beksa czyli Artur Rojek solo
Kolejne lata i wydawane płyty zaczęły potwierdzać renomę zespołu. Wraz z tymi sukcesami przyszła niezależność finansowa, lecz ani Artur Rojek, ani reszta zespołu nie zdradzili rodzinnego miasta. W międzyczasie próby przeniesiono z Miejskiego Domu Kultury do jednego z budynków przy Parku Słupna. Mysłowice stały się też gospodarzami pierwszych edycji OFF Festivalu oraz koncertów urodzinowych, które odbywały się we wspomnianym wcześniej parku.
W 2008 miało sympatyczne wydarzenie w Muzeum Miasta Mysłowice przy ulicy Stadionowej. Artysta wraz kolegami pojawił się na odsłonięciu swoich figur woskowych (chociaż słowo manekinów pasuje bardziej). Pomysł na uczczenie zespołu w taki sposób nie jest zły, ale samo wykonanie hmm, nie każdemu przypadnie do gustu.
Chodząc po Mysłowicach śladami Artura Rojka, szczególnie odczuwałem upór, konsekwencję i podziw z jakimi dążył do odniesienia sukcesu. Miasto wczoraj i dziś na pierwszy rzut oka nie wygląda przyjaźnie, a po niektórych dzielnicach lepiej się nie kręcić. Mimo trudnego dzieciństwa i wszystkich czynników udało mu się stąd wyrwać. Przynajmniej pozornie, bo serce chyba zostawił pośród tych ulic i kamienic.
Jak wiemy, Artur Rojek odszedł z Myslovitz w 2012 roku. Wkrótce wydał płytę „Składam się z ciągłych powtórzeń”, na której znalazły się hity takie jak „Beksa” czy „Syreny”. W solowych utworach wciąż miejscami powraca do dzieciństwa i wydarzeń z Mysłowic, na przykład w piosence „Lato 76”.
Świetny post! Mysłowice nie kojarzą mi się najlepiej, a ten przewodnik sprawia, że ma się ochotę tam zajrzeć. Gratuluję pomysłu!
Dzięki! I o tym właśnie będzie ten blog. O miejscach z ukrytą historią. O miejscach nieoczywistych 🙂
Po obejrzeniu zdjęć muszę zadać kłam temu twierdzeniu, że Mysłowice są brzydkie 😉 moim zdaniem całkiem fajne miasto! zresztą tak jak cały Śląsk, który z jakichś niewyjaśnionych względów bardzo lubię
Cały Śląsk jest piękny – to chyba najbardziej zróżnicowany region w Polsce. Mamy tutaj prawie wszystko poza morzem – góry, jeziora, pustynię 😉
Wow! Rojek był pływakiem?! To jest szok troszkę :-))
Ale dobrze jednak, że ta muzyka się pojawiła u niego ;-))
I to nie byle jakim 🙂 Osiągnięcia mówią dużo. W wywiadach często wspomina to pływanie i to czego go nauczyło 🙂 Ale też wolę go jako muzyka.
Mysłowice zawsze jakoś mi się źle kojarzyły, ale widzę że jest co tam zobaczyć 🙂
Chyba w każdym miejscu zawsze znajdzie się coś wartościowego do zobaczenia 🙂
No i kolejna dobrze opowiedziana historia miejsca oraz człowieka – świetnie się czytało.
Dzięki Marcin! 🙂
Przeczytałam z ciekawością, bo mój rodzinny dom stoi na granicy Mysłowic i Katowic. Sam Rojek biegał (i chyba dalej czasem biega :D) naszą ulicą, w sensie tą gdzie mieszkają moi rodzice i siostra. Samych Mysłowic za dobrze nie znam, bo całe dzieciństwo i młodość spędziłam w Katowicach (i Wrocławiu). Za to na koncerty Myslovitz chodziłam zawsze z przyjemnością i dalej bardzo lubię ich twórczość. Trochę szkoda, że ich drogi się rozeszły, ale tak widocznie miało być 🙂 Dzięki za tę lekcję historii i tyle ciekawostek!
Chyba biega dalej. Z książek i artykułów wynika, że bardzo polubił ten sport. Szkoda, że ich drogi się rozeszły ale trzeba przyznać, że Rojkowi to rozstanie się nawet pomogło 🙂